David Williams, krajowy dziennikarz motoryzacyjny i laureat nagrody bezpieczeństwa ruchu drogowego
Czy zdarza Ci się, że podczas jazdy masz już naprawdę dość głupiego nowego skrzyżowania, źle ustawionej sygnalizacji świetlnej, niebezpiecznie ustawionego krawężnika, bezużytecznego znaku drogowego, nieprawidłowego ograniczenia prędkości - tego typu rzeczy? Ja tak i - czasami - coś z tym robię. Na przykład zgłaszałem niebezpieczne wyboje władzom miejskim, wadliwe sygnalizatory świetlne Transportowi Londyńskiemu itd.
Ale w tym tygodniu byłem głęboko poruszony tym, co może się stać, gdy społeczność zjednoczy się, by zrobić dokładnie to samo - gdy naprawdę się zdenerwuje. Mieszkam w południowym Londynie, ale to, co się wydarzyło, mogło mieć miejsce wszędzie; wszędzie tam, gdzie lokalna rada naciska, uparcie i dyktatorsko, na realizację programu, którego, jak się wydaje, prawie nikt nie chce. Pierwsze, co usłyszałem, to gdy złapałem taksówkę, a kierowca powiedział: "Już niedługo nie będzie pan mógł tędy przejechać; zamykają skrzyżowanie".
Pojawił się plan rady Lambeth, aby zamknąć dla ruchu drogowego główne skrzyżowanie, przez które przejeżdża 13 000 pojazdów dziennie, aby uczynić z tego obszaru "cel podróży" - i zezwolić na przejazd tylko rowerom, najwyraźniej na prośbę stosunkowo niewielkiej liczby osób. Pomimo kontrpetycji ze strony większej liczby osób i energicznego, powszechnego sprzeciwu osób mieszkających na obszarze objętym zamknięciem, co wiązało się z zamknięciem wielu innych dróg - Lambeth uchwaliło program.
Na ostatnim spotkaniu "Scrutiny", kiedy radni mogli dostrzec sens i powstrzymać się, a przynajmniej wysłuchać przedsiębiorców, którzy twierdzili, że grozi im ruina, przeforsowali plany. Ale dopiero wtedy, gdy pozwolili trzem członkom społeczeństwa popierającym program na wypowiedzenie się za nim - i zabronili wypowiedzieć się wszystkim przeciwnikom. Prawdziwie szokujące. To, co naprawdę zdenerwowało mieszkańców, to fakt, że konsultacje były nieskuteczne. Z doświadczenia wiem, że pominięto w nich tysiące osób, których bezpośrednio dotyczyły. Wynik? Powszechny, nieprzyjemny, niebezpieczny, ciągły chaos w dużej części mojej dzielnicy, którą tak się składa, że jest Brixton. Utknięcia w korkach, pojazdy służb ratunkowych w impasie, narastająca wściekłość - i podróże samochodem, które teraz trwają dwa razy dłużej.
Mieszkańcy, choć raz, postanowili nie zważać na to, co się dzieje. Pod namową dzielnej pani mieszkającej na dotkniętym problemem osiedlu zaplanowali spotkanie publiczne, na własny koszt rozdali tysiące ulotek i nerwowo otworzyli drzwi do "Loughborough Centre", spodziewając się może 20-30 osób.
Przyszło ich około 500. Cóż za wspaniały widok. Zdenerwowana przewodnicząca miała nie lada wyzwanie: tak wielu ludzi wylało się na chodnik, że utrzymanie porządku było nie lada wyzwaniem. Odważnie stanęła na krześle, przedstawiła powody, dla których mieszkańcy walczą z radą, a następnie zaprosiła do zabrania głosu członków społeczeństwa i przedsiębiorców.
To, co się działo, łamało serce: firmy bankrutujące z powodu odpływu handlu, matki niemogące dojechać do szkoły, na imprezy, do opiekunów dzieci czy krewnych. Nawet Londyńskie Pogotowie Ratunkowe włączyło się do dyskusji, ostrzegając, że pojazdy pogotowia ratunkowego utknęły w korku.
Setki mieszkańców zobowiązały się do walki, wspierane przez parlamentarzystę, niewielką grupę radnych i słuszne oburzenie. Czy uda im się wygrać? Czy Lambeth przejrzy na oczy i zrezygnuje z tego katastrofalnego projektu, który sprawia, że tysiące pojazdów pędzą spokojnymi, osiedlowymi drogami, zakłócając styl życia tysięcy ludzi w gęsto zaludnionym rejonie?
Naprawdę nie wiem. Ale ludzie dali z siebie wszystko, ruszając tyłki, robiąc coś pozytywnego, walcząc o to, co uważają za słuszne - i dając radzie popalić. To pokazuje, co może się zdarzyć, jeśli się spróbuje. Dlatego następnym razem, gdy zobaczysz rezultat złego planowania, błędnej decyzji rady, złego rozwiązania technicznego na autostradzie, a może wyboistej ścieżki rowerowej, nie siedź i nie denerwuj się - włącz kamerę samochodową, sfilmuj dowody, porozmawiaj z ludźmi i podejmij działania. Nigdy nie wiadomo, do czego to może doprowadzić.